Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/15

Ta strona została skorygowana.

ścijańskiej śmierci pragnę.
— Nieboszczyk innego był zdania.
— Wiem, o wiem, panie dobrodzieju — to też błądził, bo im dzieci szły w naukach wyżej, tem on w długi brnął głębiej. Ja nie potępiam z zasady nieboszczyka, niech Bóg broni! bo ja go przecież tak kochałem i czciłem... ale po co było Zozię w Warszawie na pensyi trzymać, a jeszcze oprócz pensyi jakieś lekcyje brała i cóż jej teraz z tego? Kto ją dziś zechce? Boże miłosierny! któż zechce takie biedactwo?
— No, no, nie gadaj no, panie Judaszewski, dwa razy, — odezwał się proboszcz, znam ja takiego co ją i bez posagu wziąść pragnął, a tylko dlatego nie wziął, że mu jej dać nie chciano. Nie był to nawet smyk młody, ale człek stateczny, bo podobno go dobrze piąty krzyżyk już gniecie...
Judaszewski zaczerwienił się po uszy — wiedziano bowiem w okolicy, że kawaler ten marcowy długo i wytrwale starał się o względy panny Zofii bezskutecznie i że aż dwa razy podobno z grochowym wieńcem z Dąbrówki odjechał...
Spojrzał więc złośliwie na księdza i rzekł:
— Ślicznie proboszcz, dobrodziej nasz, ten interesik motywuje — wymownie, jak zwykle. Nie smyk! tak jest nie smyk — lecz człowiek stateczny, a z sercem, niech mnie Bóg ciężko skarze jeżeli nie z sercem... Kto wie? może to było podanie ręki tonącemu, ale jeżeli tonący żyć nie chce, jeżeli w utopieniu się widzi przyjemność, jeżeli wreszcie jest mu z tem dogodniej — to niech się topi — a niechże się topi., trudno co mieć przeciwko temu — wolna wola.
— Nawet może mu w tem dopomódz należy? — wtrącił złośliwy pan Michał, który o różnych sprawkach Judaszewskiego coś wiedział...
— Jak to pan powiedział? że należy mu w tem dopomódz? — kto wie, czy nie tak jest. Każde zbliżenie kogoś do upragnionego celu jest z samej natury swojej przyjacielską przysługą, co się zresztą mówi ogólnie tylko, bo ja przecież osobiście w interesa Dąbrówki zaangażowany nie