w twardym częstokroć gruncie nowe zupełnie łożyska, które się kiedyś, kiedyś w jedno zbiegną i szeroką rzeką popłyną — nie mamy czasu na młodość. Jednak matko kochana, my nie skarżymy się na to, bo i niedola ma swoje strony dobre. Komu życie wywija się jak z płatka, kto idzie po wygodnych i utartych drogach, ten ciężkim i leniwym się czyni — a twarda rzeczywistość — łamanie się z przeszkodami i praca — wyrabia ducha i siłę... Stal się w ogniu i w wodzie hartuje — a zahartowana twardą jest i krzepką.
— Smutne chociaż prawdziwe są twoje słowa, dziecko drogie — a jednak ja o czem innem dla ciebie marzyłam...
— Ach! czyż to dziś na marzenia są czasy?
— Pozwól mi skończyć, nie zrozumiałaś mnie kochanie. Póki ojciec żył, wierzyłam, że on sam pomyśli o twojem szczęściu — dziś, gdy zostałyśmy same, z tymi tylko dwoma chłopcami, dziećmi prawie, potrzebującemi opieki — sądziłam, że najlepiej będzie mająteczek sprzedać i do miasta się przenieść. Dąbrówka jest na moje imię zapisana, więc jak mnie objaśnił adwokat, sprzedaż nie napotka ze strony prawnej trudności. Dla mnie Zosieczko, smutno będzie opuścić to ustronie, w którem tyle pięknych i tyle bolesnych chwil życia spędziłam — ale dla chłopców — dla ciebie...
Zosia wysunęła się z objęć matki.
Stanęła wyprostowana i złożywszy ręce, jakby do prośby błagalnej, rzekła z uniesieniem:
— Nie matko, ty nie uczynisz tego! Za wiele obowiązków i wspomnień wiąże nas do tych zagonów ojcowskich, byśmy je jak szmatę znoszoną, zbyć mieli w obce ręce, bez żalu. Cofnij się myślą w przeszłość nieodległą nawet — przypomnij dziadka twego, ojca, męża, braci i pomyśl czy nam wolno, czy godzi się ustąpić z tej miedzy? I dla czego ustępować wreszcie? czy dla tego aby żyjąc wygodnie i bez troski przejadać potroszę ojcowiznę, która tyle ofiar kosztowała! Czemże lepsi je-
Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/24
Ta strona została skorygowana.