Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/25

Ta strona została skorygowana.

steśmy od innych, którzy pracują i cierpią. O zostańmy tu matko! zostańmy koniecznie. Pracujmy. Zresztą czyż to tak długo? Dopóki chłopcy nauk nie skończą. Janek chce się w tym zawodzie kształcić — wykształci się więc i przyjdzie na ojcowiznie pracować — a wówczas ustąpimy mu miejsca. Najdroższa moja! dodała klękając przed matką i całując jej ręce — bądź silną, bądź mężną, nie poddawaj się przeciwnościom i nie ustępuj ze stanowiska, z którego ustępować nie wolno.
Matka przyciągnęła Zosię ku sobie i swoją stroskaną i już przedwczesną siwizną usrebrzoną głowę oparła na dziewiczej piersi córki.
— Jakaś ty silna, Zosiu — rzekła cicho — my po bolesnych przejściach życia umiałyśmy tylko kochać i płakać...
— I my kochać umiemy, bo wyście w dusze nasze bezgraniczną miłość wszczepiły — ale na płacz my dziś czasu nie mamy, mateczko.
Głośny brzęk dzwonków przed gankiem przerwał tę serdeczną rozmowę.
Zosia pobiegła kazać podać światło do salonu, w którym się znalazł gość nieoczekiwany — a co prawda i niepożądany bardzo...
Był to Imć pan Judaszewski.
Przybycie jego było niemiłą niespodzianką dla obu pań, które innego dziś oczekiwały gościa, gdyż był to właśnie dzień, w którym ksiądz Ignacy zwykle przyjeżdżał do Dąbrówki — a Zosia tak lubiła odwiedziny staruszka. Z ciekawością słuchała jego opowiadań, które przybrały charakter systematycznych wykładów gospodarstwa.
Pan Judaszewski był wystrojony niezwykle, przywdział nawet czarne rękawiczki, co tylko czynił w bardzo uroczystych godzinach życia. Należy nawet przypuszczać, że się zrujnował no kosmetyki, gdyż wąsy i faworyty wyczernione miał strasznie, a pachniał najwykwintniejszą paczulą, jaką było można znaleść w pierwszorzędnym magazynie miasta Okpiszewa.