czy są jakie stałe dochody...
— Jest karczma!
— Matko Boska! czyż to dochód? to ciężar pani dobrodziejko, ciągła reperacyja, a wódki mało odchodzi, chłopi mało piją...
— To lepiej przecie...
— Co lepszego? gospodarstwo ma swoje prawa, czem chłop więcej pije, tem propinacyja lepiej stoi. Niech pani dobrodziejka nie przeczy, nikt tak nie kocha moralności ludu jak ja, ale przecież dbałość dochód to rzecz naturalna. Zdaje mi się, że macie panie i młyn...
— Jest, panie, i bardzo dobry nawet.
— Chryste Jezu! gdzie pani widziała dobry młyn? To plaga fortuny, jak przytomnej śmierci pragnę. Jak zawóz jest, zboża do mielenia dużo, to wtenczas wody brak; a gdy wody obfitość, to znów nie ma co mleć. Groblę potrzeba ciągle naprawiać, koszt ponosić, a z tymi młynarzami! panie odpuść co to za szkaradny gatunek ludzi!... Każdy z nich Pana Boga nawet okpi, nietylko zwykłego człowieka. To kłopot tylko... istny kłopot panno Zofijo. Inwentarz panie mają podobno niezgorszy.
— Tak jest, trzydzieści krów...
— Boże wielki, trzydzieści krów! cóż to za ambaras.
— Ojczulek miał zamiar dokupić jeszcze więcej.
— Złoty człowiek — jak mi Bóg miły — szanowałem go i czciłem, pani dobrodziejko — ale aż trzydzieści krów.
— Cóż w tem złego?
— Ach pani najszanowniejsza, jaki to ciężar. To wszystko trzeba przelatować, przezimować, utrzymać pastucha — a pachciarz! pachciarz jeden masę pieniędzy kosztuje — w rezultacie zaś krowa z przeproszeniem... zdycha i masz całego zysku kilka rubli za skórę! To samo pani dobrodziejko koń, to samo owca... Cóż ten dzierżawca nieszczęśliwy uczyni, jak mu to wszystko zmarnieje — zkąd zapłaci podatki — towarzystwo, procenta i ratę dzierżawną? pozostaje mu na to wszystko ziarnko.
— No, to przecież coś znaczy...
Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/28
Ta strona została skorygowana.