Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

py — na drugich już jak bateryje ustawiono ciężkie snopy, w mendle złożone. Taki gwar, ruch i życie na polu!
Gromady wróbli przelatują świergocąc, przepiórka odzywa się gdzieś w jęczmieniu, poważny, jakby zamyślony bocian kroczy po błoniu, a w górze wysoko, wysoko, zawisł jastrząb i bystrem okiem upatruje ofiary.
A kiedy wieczór przyjdzie, ruch i praca ustanie, kiedy bydło z pastwisk powróci, a mieszkańcy dworku zasiądą pod starą lipą-prababką, to już tak spokojnie, tak dobrze w tej cichej Dąbrówce, żeby tam człowiek bodaj całe życie przesiedział!...
Chłopcy, na boku nieco, półgłosem układają program dnia jutrzejszego, starsi gwarzą, proboszcz częsty gość w tym domu, dowcipkuje, lub spiera się ze Stasiem o jaką gospodarską kwestyję, a na tle tych głosów różnorodnych brzmi srebrzysty, wesoły śmiech Zosi.
Bo Zosia śmieje się teraz często...
Wiatr łagodny kołysze zlekka gałązki lipy starej, komary brzęczą w powietrzu — tak jest spokojnie, tak cicho.., tylko od strony Zarwańca ukazuje się chmura czarna, czasem błyskawica prześliźnie się po niej jak wąż złoty, lub też mignie bladem, jakby fosforycznem światłem — a trudno ją zrozumieć, czy pogodę zapowiada, czy burzę?...
W Zarwańcu, siedzibie pana Judaszewskiego... świeci się jeszcze.
Mała, kopcąca lampka rzuca światło niepewne na łysinę jego, nachyloną nad stołem. Przed nim kalendarz otwarty, w którym dnie już ubiegłe wykreślone są czarnym atramentem.
Stary notuje coś troskliwie w dużej księdze, robi jakieś obliczenia, ale snać już go ta praca męczyła, bo wstał, wyprostował grzbiet zgięty, otworzył okno i pełną piersią powietrza zaczerpnął.
Chudy, zjeżony, w popiele utarzany kot wyskoczył z pieca i mrucząc, o nogę swego pana ocierać się zaczął — ale pan snać ważniejszemi sprawami zajęty, nic na te przymi-