Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

lenia nie zważał — patrzył tylko, a a mówił coś niewyraźnie do siebie.
Świderkowate spojrzenie jego biegło w stronę Dąbrówki, na ustach wąskich a zaciśniętych silnie igrał ironii pełen uśmiech.
— Pięknie, pięknie — mówił do siebie — wiedzie się tym babom w Dąbrówce, ale do czasu ładna panno Zofijo, do czasu!... przypomnę ja ci jeszcze żeś odrzuciła moją szlachetną, za pozwoleniem... miłość!
Przeszło dwa lata, a przez ten czas nic się nie zmieniło w programie codziennych zajęć mieszkańców Dąbrówki.
Młodzi pracownicy nieodstępnie, z energiją trwali na stanowiskach, a co komu z podziału pracy wypadało, to wykonanem było sumiennie, z punktualnością zegarka. Zosia nie odstępowała swej fabryki, ogrodu i gospodarstwa kobiecego, które podniosła znakomicie i znaczne z niego ciągnęła dochody, a jej towarzysz lat dziecinnych wytężał wszystkie siły swej inteligencyi i energii, aby doprowadzić folwarczek do kwitnącego stanu.
Zagon ojcowski, z umiejętnością i zamiłowaniem uprawiany, pokrywał się corocznie bujnym plonem i sowicie wynagradzał pracę podjętą dla niego — a jednak smutek gościł w tym cichym i spokojnym zakątku.
Pani Janowa stała się małomówną i milczącą prawie, a na czole Zosi w tem miejscu, gdzie się brwi schodzą, rysowała się zmarszczka świadcząca o jakiejś trosce ciężkiej. Na ogorzałej twarzy Stasia rzadko można było uśmiech zobaczyć, a nawet ksiądz Ignacy, zawsze wierny w doli i niedoli przyjaciel, sposępniał i zamyślał się długo.
Pod lipą wieczorami nie brzmiał śmiech wesoły, ale naradzano się poważnie, raz nawet adwokat z miasta przyjeżdżał i przez kilka godzin rozpatrywał jakieś papiery.
Staś także kilka razy do miasta wyjeżdżał, a panowie Zelman i Jankiel, dwaj kupcy i potentaci zbożowo-finansowi z miasteczka, kilkakrotnie odwiedzali Dąbrówkę i odbywali dość długie konferencyje, jak