się zdawało nie uwieńczone jednak skutkiem dość pomyślnym.
Przyjeżdżał tu także parę razy chłopak z Zarwańca i przywoził liściki różowe, wykaligrafowane ślicznie, w których było pisane o czasach ciężkich chrześcijańskiej miłości bliźniego i o sentymentach tak głębokich a czułych, że należało tylko je przyjąć, żeby zamiast procesu zakwitnęła złota zgoda na całe życie, na wieki.
Zosia mięła te karteczki w drobnej, konwulsyjnie zaciśniętej rączce i rzucała je w ogień, a chłopak usłyszawszy, że odpowiedzi nie będzie, pędził na chudej szkapie z powrotem, aby zniecierpliwionemu panu swemu zdać raport z niefortunnej misyi.
Bez wątpienia, że gdyby wszystko szło trybem zwykłym, normalnym, gdyby nie klęski jakie w ciągu dwóch lat ubiegłych spadły na Dąbrówkę, to imci pan Judaszewski, byłby już odebrał swoją należność — a tem samem nie potrzebował psuć różowego papieru i fatygować zasmolonego chłopaka, który był jednocześnie stangretem, lokajem, ogrodnikiem, strzelcem i posłańcem swego chlebodawcy.
Niestety, gospodarstwo ma tę właściwość smutną, że pomimo najusilniejszej pracy i staranności — nigdy nie można na pewno przewidzieć rezultatu. Jeden wypadek losowy, kaprys temperatury — obraca w znacznej części wniwecz długoletnie usiłowania rolnika...
I w Dąbrówce tak było.
Pewnej nocy zimowej, nagle zrobiło się jasno i nim się ludzie zerwać zdołali, już jedna stodoła, pełna nieomłóconego jeszcze zboża, stanęła w płomieniach. Pani Janowa omdlała z przerażenia i padła w objęcia córki — a Staś na czele parobków, fornali i nadbiegłych ze wsi chłopów — rzucił się na ratunek...
Była to straszna chwila. Zdawało się, że wszystkie zabudowania z dymem pójdą — ale przytomność i enegija Stasia — gorliwość służby i włościan, którzy z dąbrowieckim dworkiem zawsze w najlepszych byli stosunkach — zdołały ograniczyć klęskę...
Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/48
Ta strona została skorygowana.