kazała się dwukołowa biedka, którą z wielkiem wysileniem wlókło chude, kulawe konisko. Żydek na biedzie jadący nie żałował bata, ale koń niewiele na to zważał, bo przez czas długoletniego, a w ciężkiej służbie spędzonego życia, już się przyzwyczaił do takich objawów ludzkiej pieczołowitości...
— A to się bestyja z przeproszeniem wlecze! — mruknął Judaszewski przez zęby — a przecież dałem mu przed miesiącem pół ćwierci owsa dla konia.
Bieda wjechała na dziedziniec, żyd zsiadł z niej pośpiesznie, a koń zaczął chciwie gryźć trawę.
Pan Jankiel, główny powiernik Judaszewskiego do spraw finansowych, a właściciel ekwipażu, któryśmy widzieli dopiero, wszedł i niskim ukłonem powitał gospodarza.
— No gadaj no żywo Jankielku, co tam z przeproszeniem... słychać?...
— Wielmożny panie dużo. Jest i dobrze i źle też trochę jest. Naprzód te okowite cośmy w Górkach kupili...
— Pal ją licho! o tem później...
— Niech będzie później... wielmożny pan wie co ja sie zawsze lubię mądrej głowy posłuchać... to może mam powiedzieć o ten rzepak, cośmy sobie oba okpili o niego? co my teraz mamy robić z tym interesem?
— To się za pozwoleniem... zobaczy... tymczasem chcę wiedzieć o tej tam — jakże się zowie... Dąbrówce! cóż, dowiedziałeś się czy mają pieniądze! co? gadajże już za pozwoleniem... raz!
— Za co wielmożny pan ma do nich takie złości?
— Głupiś jest i basta! Ja złości? przecież wiesz jaki jestem dobry... ja muchy nie zabiłem w swem życiu... ale co kto winien, to oddać powinien, taki to już porządek na świecie.
— Ny — a zkąd wielmożny pan wie, że uni nie oddadzą? Przecież dawali panu połowę...
— To cóż ztąd — mnie się nie połowa należy, tylko wszystko!
— To uni też nie będą z panem cyganić, tylko właśnie oddadzą wszystko.
— Hę? zkąd? z nieba im spadło... czy jaki dziadek w Ameryce za pozwoleniem umarł?
— Nie słuchałem o żaden dziadek coby sobie umarł, a z nieba, to wielmożny pan wie, że im tylko grad na pszenicę zleciał...
— No więc jakżeż mogą oddać? Ej Jankielku, to będzie dobry interesik, z przeproszeniem jak kupimy Dąbrówkę, taki folwarczek!!
Żyd przecząco głową poruszył.
— Nie, wielmożny panie, to nie będzie dla nas dobry interesik.
— Dlaczego?
— Ja panu mówię, że nie. Uni twarde są, nic im nie zrobi... ja nawet żału-
Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/61
Ta strona została skorygowana.