żadnych nie chcę, rozgłosu próżnego nie pragnę — oto daje ci co tu widzisz i proszę o wykonanie mej woli.
Zamyśliła się Zosia.
— Nie podoba ci się to... nie dziw, chowano cię w mieście, widziałaś tam instytucyje różne, działające ściśle wedle określonych ustaw. Możeć to i dobre, ale ja dziwak stary — ja tej papierowej dobroczynności nie amator. Głodny kto jest, to mu chleba dać, nie upokarzając go, nie zapisując okruszyny każdej i sza! cicho! Niech nie wie lewica, co daje prawica. No, Zosiu wykonasz więc wolę moją? Będziesz biednych wspierać — będziesz chłopskie dzieci uczyć? hę?...
Zosia milcząc ucałowała suchą i pomarszczoną dłoń starca.
— A teraz kiedy mi już kamień spadł z serca, kiedyś przyjęła na siebie ten ciężar — rzekł wesoło — musisz mi teraz przyrzeczenie swe zahypotekować, ale nie w sądzie nie! tu na miejscu, mościa dobrodziejko...
— Jakto?
— No tak; powiedzże wykonasz zlecenie starego, jak mamę kochasz?
— Tak jest...
— To dobrze i... jak Stasia kochasz?
— O! księże proboszczu nie żartujmy — rzekła zarumieniona z oczami łez pełnemi — ja wykonam twe zlecenie tak, jak się powinno wykonać wolę człowieka zacnego, prawego, godnego czci i szacunku — tak jakbym wykonała wolę ojca. To moje przyrzeczenie.
— Bóg ci zapłać dziecko — a teraz wracajmy do matki.
— O czemże tak państwo konferowali długo — zapytała pani Janowa wchodzących...
— O wielu kwestyjach, mościa dobrodziejko, o wielu...
— Ksiądz proboszcz — rzekła Zosia...
— Cicho, cicho panno! — plotek mi proszę nie robić, bo ja tego nie lubię... Oto lepiej idź poszukaj tego tam swego obiboka.
— Kogo?
— No, wiadomo, tego urwisa Stasia zawołaj.
— Nie potrzeba go wołać, w tej chwili widziałam, jak wchodził do sieni.
— Dość że asińdźka nawet przez ściany widzisz swego gagatka! a to mi to panie dobrodzieju oczy!
Staś wszedł.
— Moja dobrodziko, — rzekł ksiądz do pani Janowej — już tej żałoby dość. Bóg zasmucił was, Bóg pocieszył, pożeń że pani teraz tych smarkaczów i niech wesele odtąd zamieszka w waszym domu na zawsze.
— Po co śpieszyć, czyż nam tak źle, — szepnęła zarumieniona Zosia.
— Panno, nie bądź jako faryzeusz i nie wypieraj się tego, czego pragniesz, a zresztą ja nie dla was dzwonię na to kazanie — o nie! ja egoista, mości dobrodzieju jestem egoista..
— Ksiądz proboszcz egoista?
Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/66
Ta strona została skorygowana.