Z historyi tego mazura mam do zanotowania jeszcze następujące okoliczności: że pewnéj poważnéj damie oberwano ogon, ma się rozumieć jedwabny, że Ludwinia do wszystkich figur wybierała pana Jana i że taż Ludwinia i tenże pan Jan, stali przez chwilkę przy oknie, coś do siebie po cichu mówili, a potem ona wyjęła różę z bukietu i dała mu ją, a on tę różę pocałował i schował do kieszeni.
Wypoczywające na kanapie damy zaobserwowały ten fakt i powiedziały sobie, że to już interes skończony, właściwie jednak był to interes dopiero znczęty i kwalifikował się do ukończenia, ale co prawda damom tym nie tyle chodziło o ścisłość wyrażeń, ile o posiadanie pewnéj wiadomości.
Zostawmy kochającą się i tańczącą młodzież, niech się bawi póki może i przejdźmy do gabinetu pana radcy, gdzie poważniejsi panowie prowadzą z gospodarzem dysputę o rozmaitych kwestyach gospodarskich. Radca ma ciężkie zadanie — dowodzi bowiem tezy, która znajduje zapalonych oponentów, nawet mało powiedziane zapalonych, bo nieprzejednanych, radca zapala się, unosi, oponenci krzyczą — ktoś przerażony wpada do pokoju, sądząc, że się biją.
Nie — oni rozmawiają tylko, ale z pewnem zacięciem. Każdy pewien jest że broni sprawy słusznéj, więc broni z zapałem.
— A powiadam panu dobrodziejowi — huczy jakiś opasły bas — że to wszystko mrzonki, czcza frazeologia, bo przysłowie powiada: smaruj chłopa miodem, a on zawsze będzie chłopem, to jest panie dobrodzieju bydło... głupie, złe, zawzięte, mające najgorsze skłonności.
— Nawet — wtrącił jakiś drzemiący staruszek — historya nas uczy, że to jest zupełnie odrębna rasa ludzi — bo jak się Noe upił, to Cham się z niego wyśmiewał, a od tego Chama pochodzą wszyscy chłopi.
— I do dnia dzisiejszego wyśmiewają się z gołéj szlachty, zwłaszcza gdy się ta upija i ślicznie robi, że się wyśmiewa — wtrącił młody człowiek z ponurem wejrzeniem i szczotkowatą czupryną.
— O widzisz go! acan dobrodziéj — wołał łysy staruszek — otóż macie młode pokolenie, skutki uniwersytetów, nauk i djabli wiedzą czego, my za tę naukę płacimy, my pożyczamy od żydów, żeby im dać tę edukacyę, któréj tak pragną, a za to wszystko musimy słuchać takich dzikich zdań. On mi jeszcze gotów chłopa przy stole posadzić i na herbatę go zaprosić.
Młody człowiek odezwał się.
— A jakby dziadzio wiedział. — Nie robię tego, bo ów chłop nie jest tyle wykształcony, żebym w jego towarzystwie mógł znajdować przyjemność, ale niech ma oświatę, to dla czegóż nie — i owszem.
— Panowie, panowie, pozwólcie mi przyjść do słowa, — wołał gospodarz.
— Owszem, owszem!
— Gospodarz ma głos!
— Słuchamy, pana dobrodzieja, słuchamy.
— Otóż jak was kocham, nie macie
Strona:Klemens Junosza - Na stare lata.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.