racyi, ja was przekonam, że z naszym poczciwym ludkiem wszystko zrobię, co tylko zechcę.
— Może jegomość o serwituty się z nim ułożysz, — wtrącił pan Michał.
— Z pewnością ułożę. I nie dość na tém, powysadzam wszystkie drogi drzewami, założę szkołę, w któréj dzieci uczyć się będą rzemiosł i przekonam was, że doprowadzę tę wioskę do kwitnącego stanu jedynie przez wpływ moralny, dobre słowo i zachętę.
— Ha! ha. ha! — zaśmiano się chórem, tylko młodzieniec ze szczotkowatą czupryną nie śmiał się.
— Śmiejecie się panowie, — rzekł radca, — nie wierzycie mi, a jednak przekonam was faktami, dowiodę wam, że jesteście w błędzie, a skoro to nastąpi, wówczas ja z was śmiać się będę. O będę! będę się śmiał do rozpuku daleko głośniéj niż wy wszyscy teraz się ze mnie śmiejecie.
— Owszem! owszem! czekamy na to, czekamy, obyśmy tylko mogli żyć tak długo.
Tu przerwano rozmowę, gdyż ekwipaże zaczęły jeden po drugim podjeżdżać przed gmach, damy się obierały, trzeba było gości żegnać.
Radca wyprowadzał wszystkich z kolei, żegnał a o pamięć i łaskawe odwiedziny prosił.
Ostatni odjechał dziadek z wnukiem.
Starowina wtoczył się na bryczkę sapiąc, przeżegnał się, a potém jakby konkludując całą rozmowę, powiedział.
— A ja jednak zawsze mówię, że chłop jest szelma.
I z temi słowy zasnął, marząc zapewne o chłopskich szelmostwach o tyle, o ile na to podskakująca po nierównym gruncie bryczka pozwalała.
Wielkorządcą pisma, w jakiem się opowiadanie to drukować ma, jest mąż z czarną brodą, który wzywa do siebie człowieka bez brody i rzecze:
— Napiszesz mi jegomość ramotę mającą tyle a tyle łokci długości, oraz tyle a tyle szerokości, głębokość pomysłu możesz obrać dowolną.