— Uważaj więc. Oddaj gospodarstwo dzieciom. Jaś będzie tu pracował i interesa powoli wyrabiał. Ja długi popłacę, a on mi moję należność częściowo z dochodów zwracać będzie. Ty zaś, kochany radco, zmykaj napowrót do Warszawy, tam znajdziesz rzeczywisty odpoczynek, który ci się na stare lata słusznie należy. Tam znajdziesz kolegów starych, Saski ogród, Resursę, znajdziesz to do czego przez całe życie przywykłeś... Trudno widzisz — bo, mój drogi, dla odpoczynku rozpoczynać nowy, ciężki a mozolny zawód, który zarówno studyów teoretycznych, jako też i praktycznego doświadczenia wymaga. Emeryt niech odpoczywa, lub jeżeli chce i może, niech pracuje w zawodzie zdolnościom swoim i usposobieniu odpowiednim, gospodarzami zaś niech będą ci, którzy się tego uczyli. Jedź, jedź, przyjacielu, a kiedy lato przyjdzie, przyjeżdżaj do dzieci na wieś, ale przyjeżdżaj jako gość najmilszy — nie zaś jako zakłopotany właściciel, który sobie z majątkiem rady dać nie może.
Długo tak przemawiał do emeryta pan Michał, a przemówienie jego miało ten skutek, że ślub Jasia z Ludwinią przyspieszono, a staruszek z panią Joanną powrócił do Warszawy.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
W lecie, kiedy radca odwiedził swe dzieci, pan Michał również przyjechał. Gwarzyli sobie staruszkowie, obchodząc pola, chwalili urodzaje i ład gospodarski, aż wreszcie zmęczeni usiedli przy drodze.
— I cóż kochany radco, — rzekł pan Michał — czy zmieniłeś już swoje optymistyczne poglądy?
— Do gruntu.
— I nie wierzysz już w jedność i solidarność sąsiedzką?...
Radca ręką machnął z niechęcią.
— I w naiwną prostotę naszego ludu?