Strona:Klemens Junosza - Na szerszy świat!.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy po skończonej mszy młody ksiądz błogosławieństwo udzielał i kładł ręce na głowy wiernych, zbliżyła się kobieta już niemłoda, ubrana po wiejsku i uklękła przed stopniami ołtarza.
Chciała przyjąć błogosławieństwo z rąk syna...
Oczy jej zachodziły łzami, a gdy na skroniach poczuła dłonie ukochanego dziecka, wybuchnęła rzewnym, głośnym płaczem i na cały głos zawołała:
— Niechże cię Bóg Najwyższy błogosławi, niech ci dopomaga iść na ten świat szerszy, którego tak bardzo pragnąłeś!
Poważny głos organu zagłuszył ostatnie słowa kobiety, zmięszały się one z nutą psalmów, dymem kadzideł i westchnieniami starego ojca, który przez oczy łzami zamglone na swego syna spoglądał.
— Błogosław ci Boże, mój synu, szeptał stary, nieś braciom naszym światłość, bo ciemne są i jasności spragnione.


KONIEC.