Strona:Klemens Junosza - Na szerszy świat!.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.
Na szerszy świat!!
Obrazek.
Skreślił
Klemens Junosza.
(Dalszy ciąg, patrz № 1).

— Ja? skąd, kiedy?! Jak ten biskup pomarł, to już dobrze temu ze sto lat minęło.
— Więc jakże?
— Na obrazie go widziałem w kościele. Daleko stąd, aż za Częstochową, już niedaleko Krakowa, jest w jednej wiosce kościół co go ten właśnie biskup fundował no i tam obraz wisi z podpisem. A! wspaniała osoba, wiadomo, biskup.
— A teraz, rzekła szlachcianka, duchownego w naszym rodzie nie znajdziesz?
— Skąd? nietylko duchownego, ale nawet organisty niemasz, zmarniało to, skapcaniało, upadło... Ot, niema o czem gadać.
Rzekłszy to, szlachcic ręką machnął niechętnie.
— Grzesiu, rzekła kobieta, a wiesz ty co mnie się śniło w Sobotę?
— Skąd ci mam wiedzieć.
— Ot, śniło mi się, żeśmy niby oboje gdzieś w znacznem miejscu na odpuście byli. Kościół wielki i piękny, ludu jak nabił, we wszystkie dzwony dzwonili, procesyja wychodziła właśnie, chorągwie śliczne, obrazy, światła. Księży z dziesięciu, a pomiędzy niemi, we złocistym ornacie, pod baldachimem, szedł ksiądz jakiś młody i monstrancyją ludzi błogosławił.
— Ano, to ci się pięknie śniło i nabożnie nawet.
— Ale czekajno, czekaj, bo to jeszcze nie koniec. Patrzę ja na tego księdza, a on mi taki znajomy, taki swój jakbym go od Bóg wie wielu lat znała. Przyglądam się tedy przyglądam, przypatruję i Boże wielki, poznaję, że to nasz Wicek...
— Wicek!?
— Wicek, Wicek, jak mi Bóg miły, tak mi się wyśnił pięknie, ażem krzyknęła przez sen i obudziłam się...
— Wicek, Wicek, powtarzał w zamyśleniu szlachcic, prawdziwie dziwny sen... Ale co tam, Jagusiu, sen mara a Bóg wiara, co tam sobie głowę po próżnicy zaprzątać.
— San mara, to prawda, ale jak jaki sen, jak się kościół śni i nabożeństwo, toć chyba nie mara, to właśnie jakby od Boga samego.
— Ha, i to prawda, rzekł szlachcic, przekonany tym argumentem, od złego taki sen nie przyjdzie, ono świętości nie lubi.
I zadumał się szlachcic, zastanawiając