Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.
— 4 —

kały w dalekie kraje ptaszki śpiewające. Nad polami nie dzwonią już skowronki, nie uwijają się jaskółki — po łąkach nie kroczy bocian poważny.
Jesień!
Pola poczerniałe, łąki poczerniałe, lasy jakby uśpione. Nie rozbrzmiewają piosnki ptasząt, nie słychać ludzkich pieśni — tylko na drzewach przydrożnych wrony kraczą żałobnie.
Szare i ciężkie chmury zasłoniły jasną twarz słoneczną, deszczyk mży drobniutki, jak mgła. Niby to deszcz i niby nie deszcz, bo, kropelki jego tak małe, że okiem ich dojrzéć trudno, niby mgła a nie mgła, bo drogi już dobrze rozmoczyła.. ot zwyczajny kapuśniaczek jesienny. Trzy dni pada a jeszcze ze sześć pewnie padać będzie, to już natura jego taka, że jak się zaweźmie, to będzie przez dziewięć dni i dziewięć nocy całemu światu psotę czynił, a już najbardziéj tym, którym droga daleka w taki czas utrapiony wypadnie.
I na człowieka wtedy bieda i na bydlątko bieda, bo kapuśniaczek do kości przejmuje, a droga ciężka, oślizgła, że i pośpieszyć nie sposób.
Jednak kto musi, to musi...
Na drodze, jak okiem dojrzéć, pusto — tylko chłop jeden na piechotę wędruje. Zawinął poły od sukmany, za pas je zatknął i telepie się po gliniastéj ścieżce po nad rowem, podpierając się grubym kijem sękatym.