Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.
— 115 —

Zofią i wyprawić ją z domu, tak, żebyśmy jéj nie zastały już za powrotem.
— Drażliwa to sprawa, ale kiedy żądasz tego koniecznie...
— Bezwarunkowo!
— Dobrze, ale cóż jéj powiem, gdy mnie zapyta o powód oddalenia?
— Powód oddalenia? Przecież mówiłam ci: romans z panem Kamińskim! romans skandaliczny, który w przyzwoitym i szanującym się domu tolerowany być nie może.
Pan Kramarzewski stuknął się palcem w czoło. Zrozumiał teraz co się święci... Przecież panna Franciszka miała na Kamińskiego widoki. Wobec tego faktu, wiedział, że nic nie poradzi, że nie uratuje biednéj dziewczyny, o któréj niewinności miał głębokie przekonanie. Postanowił zatém zrobić co mu żona zaleciła, ale zrobić w formie możliwie delikatnéj, najmniéj przykréj.
Powziąwszy to postanowienie, kazał zaprządz konie do powozu, a w pół godziny późniéj, gdy już panie odjechały, zapukał lekko do pokoju Zosi.
Zastał ją bardzo zmienioną. Twarz jéj była blada jak kreda, oczy zalane łzami, pochylona nad walizką układała w niéj swe rzeczy. Czyżby dowiedziała się co ją czeka?
Pan Leon w pierwszéj chwili nie wiedział co ma mówić. Zosia odezwała się pierwsza.