Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.
— 5 —

Pod sukmaną ma kożuch, a i sukmana tęga, z samodziału grubego, co mocny jak rzemień — ale co to znaczy? Taki deszczyk to i przez samodział przeniknie, a w oczy kole niby tysiącami igieł... Do domu jeszcze kawał drogi okrutny, mało nie trzy mile drogi, wedle chłopskiego rachunku, wiadomo zaś jaki to rachunek chłopski — zawsze z dokładkiem.
I ciężko chłopu iść, przykrzy mu się i zagadnąć do kogo nie ma — a jeszcze, jak na biedę, worka ze sobą nie wziął, żeby głowę przykryć i wiatr go szczypie po uszach kaducznie...
Idzie, to pacierze odmawia, to po polach patrzy. Pszenica, żyto zielenieje trochę i nawet pokazuje na niezgorszy urodzaj, po łąkach stogi stoją wielkie, czarne, chłop je liczy, dla zabicia czasu, ale oto już policzył stogi, już je minął, nie ma co rachować — więc duma sobie idąc.
Dziwno mu że dużo pola odłogiem leży — ale pomyślawszy trochę, powiada do siebie półgłosem:
— Juści niby to dziw, a poprawdzie, nie dziw, kto ma orać kiedy i ludzi trochę przybrakło i pieniędzy jeszcze bardziéj. Gdzie gospodarstwo duże, gdziefortuny przódy były, takoś pustka i zniszczenie. Dopust Boga miłosiernego! i tylo.
Wzdrygnął może od zimna, a może od przypomnienia smutnego, przystanął na ścieżce i z całéj siły ręce zabijać zaczął, żeby się rozgrzać cokol-