Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.
— 128 —

Siedział sam przy osobnym stoliku i rozmyślał o świeżo zaszłych wypadkach, o celu poszukiwań, o téj ślicznéj, bladéj dzieweczce, któréj obraz nieustannie miał przed oczami.
Nareszcie wie już gdzie jest... Pojedzie do niéj zaraz, natychmiast, wyzna jéj swoje uczucia, rozpocznie nowe, szczęśliwe życie.
W téj chwili jednak w duszy jego rodzić się zaczęły pewne wątpliwości... Zkąd pewność, że Zosia wyznanie dobrze przyjmie, że na uczucie uczuciem odpowie, że zgodzi się pójść z nim ręka w rękę, przez całe życie na złą i dobrą dolę. Któż za to zaręczy?... a może sama jego bytność u niéj, sama rozmowa z nią stanie się, jak w Lipowie, przyczyną utraty posady, powodem do nowych zmartwień, może tak jak poprzednio, pozbawi ją kawałka chleba i dachu nad głową
— Nie! na to jéj narażać nie można.
Kamiński wybrał inną drogę. Postanowił poprosić siostrę swoją, panią Władysławę, aby pojechała do Zosi, wybadała ją, rozmówiła się szczerze i otwarcie. Pani Władysławie, jako kobiecie, łatwiéj to będzie, przytém i wizyta jéj żadnych podejrzeń nie wzbudzi.
Pobiegł natychmiast do siostry, rozmawiał z nią długo i szczerze, a znać trafił jéj do przekonania, gdyż jeszcze tego wieczora energiczna kobieta wybrała się w podróż.