z całego serca, z całéj duszy dziękuję, ja wam będę do końca życia wdzięczna, ale... pozwólcie mi pójść własną drogą, pozostawcie mnie własnemu losowi.
— Dlaczego? na miłość Bozką! dlaczego?
— Szczerość za szczerość... wszak o to prosiłaś pani. Gdybym była wolną, nie odrzuciłabym poczciwych serc waszych. Mówią, że miłość na zawołanie nie przychodzi, ale ponieważ żywię dla brata pani głęboki szacunek, więc z całém zaufaniem dałabym mu rękę, gdybym była wolną, jak powiadam.
— Alboż jest inaczéj?
— Tak, pani. Ten, który miał być moim mężem, znajduje się ztąd daleko, bardzo daleko, burza porwała go jak liść z drzewa i uniosła w inne strony. Niewiadomo kiedy powróci ztamtąd, niewiadomo nawet czy powróci, ale sumienie nakazuje dotrzymać mu słowa. Patrz pani, ten maleńki pierścionek, z którym nie rozstaję się nigdy, od niego pochodzi. Sądzę, że nie będziesz pani starała się przekonać mnie, że mogę słowo złamać.
— Biedne dziecko — rzekła pani Władysława z westchnieniem — biedne dziecko! a jeżeli on zapomni, już zapomniał, jeżeli znalazł szczęście w innym związku?
— Zdaje mi się, że nie. Wprawdzie, dawno już listu od niego nie miałam...
— A widzisz!
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.
— 137 —