Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.
— 138 —

— Jeżeli zapomniał, to jego rzecz — moja zaś dotrzymać.
Tu Zosia opowiedziała pani Władysławie króciuchną sielankę swéj bardzo wczesnéj młodości, miłość kilku dni słonecznych, które przerwała burza i po któréj rozpoczęło się jednostajne pasmo dni szarych, posępnych, smutnych.
— Więc z niczém odjadę, droga Zosiu — spytała siostra Kamińskiego — nie będę zwiastunką szczęścia dla niego...
— Zawieź mu pani odemnie serdeczny uścisk dłoni, podziękowanie za dobre serce, jakie okazał sierocie, zawieź mu szacunek mój i przyjaźń, ale sama widzisz, że nic więcéj nad to dać mu nie mogę.
Z ciężkiem sercem, a podwójną życzliwością i szacunkiem dla Zosi, opuściła pani Władysława Kalisz i podążyła ku Warszawie, aby zwiastować smutną nowinę bratu.
Zastała go na dworcu kolejowym, gdzie z niecierpliwością oczekiwał na pociąg. Odrazu z wyrazu twarzy siostry poznał, że nic dobrego nie przywozi, przez drogę do domu wysłuchał relacyi spokojnie, nie zdradziwszy nawet jedném westchnieniem ile cierpi.
— Ha, trudno — rzekł całując rękę siostry — widać nie przeznaczono mi szczęścia na téj ziemi.