wielu znajomych i przyjaciół a nawet i krewniaków, ale list w tamtę stronę szedł kilka miesięcy, w najlepszym nawet razie zaledwie za pół roku można się było odpowiedzi doczekać.
Pobyt Zosi w Kaliszu długo nie trwał.
Pan bankier, którego dzieci kształciła, zrobił kilka mniéj fortunnych operacyj, a czując, że mu się chwieje grunt pod nogami, wolał się zawczasu z interesów wycofać. Jakoż wycofał się tak zgrabnie, że wierzyciele nie spostrzegli się nawet, jak zniknął pewnéj nocy, wraz ze swoją rodziną, zabrawszy wszystkie kapitały i pozostawiwszy jedynie ruchomości.
Zosia naraz znalazła się znowu bez miejsca, ale to trwało niedługo. Zapoznała się z jedną rodziną, wyprowadzającą się za chlebem bardzo daleko w głąb Cesarstwa i przyjęła u niéj obowiązek nauczycielki.
Na krótko pojechała do matki, pożegnała ją, oddała jéj wszystkie swoje oszczędności, ucałowała jéj ręce stokrotnie i ze ściśniętém sercem, tłomacząc, że bardzo niedaleko wyjeżdża, opuściła rodzinne strony.
Do pani Władysławy napisała kilka słów serdecznych i potém już nie dawała o sobie znaku życia.
Tak przeszły trzy lata.