Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.
— 152 —

„Dziwię się kochanie co ty widzisz w mych listach nienaturalnego. Pisuję je zwykle z pośpiechem, bo mi brak czasu, a przytém i ręka odwykła od pisania. Przysłałaś mi książki do czytania dziękuję ci za nie, będę je czytywał w wolnych chwilach od pracy. Kiedyż my się zobaczymy? Bóg wié... lecz cóż robić, czekaliśmy tyle, przeczekamy resztę”.
„Mam nowe mieszkanie, wprowadziłem się do niego przed trzema tygodniami; pokoik ciepły, wygodny — gospodyni dobra kobiecina, podobno wdowa po majorze — młoda jeszcze, ma dwoje małych dzieci i trochę pieniędzy; mieszka w własnym domu, a i w miasteczku ma drugi dom. Pokoik mój jest przy jéj mieszkaniu. Ona pochodzi ze stanu kupieckiego i ma bogatych krewnych“.
Pani Władysława z uwagą i zajęciem wielkiém odczytywała te lisy.
Lampa dopalała się już, płomyk jéj bladł coraz bardziéj, gasł już prawie. Czytająca nie zważała na to i z gorączkowym pośpiechem wzięła do ręki list ostatni.
Ten był najkrótszy ze wszystkich.
„Nie gniewaj się na mnie za to, o czém ci tu donoszę. Czas już było zakończyć troski i ustalić życie. Myśmy się kochali to prawda, ja i dziś jeszcze kocham ciebie — lecz cóż robić, tysiąc wiorst między nami! Głową muru nie przebijesz, a człowiek się