i bardzo miła dzieweczka... Pokochacie się od pierwszego wejrzenia... Jestem nawet pewna, że się już kochacie.
— Czy ją znam?
— Zdaje się... ale już ukrywać nie będę. Istotnie miałam zamiar, nic nie mówiąc, nie uprzedzając cię wcale, przyprowadzić ją tutaj, lecz obawiałam się, że nagłe wzruszenie mogłoby ci zaszkodzić, lepiéj więc będzie, gdy powiem... Zosiu, twoja siostra jest tutaj i ona będzie twoją towarzyszką.
— Helenka! Helenka! Ona tu? nie! to niepodobna!... prowadź mnie pani do niéj.
— Jestem, jestem! — zawołała, wbiegając do pokoju młodziutka osoba w czarnéj sukni, obszytéj szerokim szlakiem krepowym — Zosiu! Zosiu moja!
Obie siostry z płaczem rzuciły się sobie w objęcia, pani Władysława wyszła dyskretnie.
— Zkąd się tu wzięłaś, moja serdeczna — zapytała Zosia, patrząc w oczy siostrze — zkąd się wzięłaś Helenko?
— Wezwana zostałam listownie... Ta poczciwa kobieta w najoględniejszych wyrazach doniosła mi, żeś chora i prosiła o rychłe przybycie. Czy mam ci opowiadać, jak spieszyłam, jak pragnęłam w jednéj chwili być przy tobie, Zosiu. Ty biedaczko, tyś moja opiekunka... teraz jesteśmy same tylko, dwie nas z całéj rodziny...
— Biedna mama!
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.
— 158 —