czasu. Musiała być więc jakaś przyczyna niezbyt dawno.
— Nie wiem...
— Czy bywa brat pani w Lipowie? — zapytała Zosia.
— Od czasu twego wyjazdu, o ile mi wiadomo, nie był ani razu, ale ja wiem co się tam dzieje.
— Dziewczynki zapewne podrosły, były to bardzo milutkie i sympatyczne dzieci. Kochałam je bardzo.
— I miałaś wzajemność... W Lipowie wogóle zmiany niewielkie. Państwo Kramarzewscy wyjeżdżali zagranicę z całym dworem i powrócili niedawno. On doskonale wygląda, ona utyła, a panna Franciszka...
— Ach! panna Franciszka!
— Żali się na losy i dokucza całemu otoczeniu... Wiesz sama jaki to słodki cukierek...
— Niech jéj Bóg przebaczy!... ja staram się zapomniéć.
— Cóż ona ci zrobiła Zosiu? — zapytała Helenka.
— Nie ma o czém mówić... Wyrządziła mi przykrość.
— Czy tylko przykrość! — zawołała pani Władysława — ona ci wyrządziła krzywdę... Taką krzywdę, jakiéj nie zapomina się nigdy.
— Powtarzam pani, żem już zapomniała.
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.
— 163 —