od swoich, w otoczeniu ludzi obojętnych, nieznanych...
— Jeżeli taki jest mój los!
— Moje dziecko, najgorszy bywa ten los, jaksobie sami przeznaczamy. Zkąd ty możesz wiedziéć, że taki jest twój los?
— Tak mi się zdaje przynajmniéj.
— A mnie zupełnie zdaje się inaczéj. Czy możesz poświęcić mi chwilkę czasu? Czy będziesz mogła mówić spokojnie, chociaż-bym nawet poruszała jakieś zagrzebane popioły...
— Starać się będę...
— Usiądź więc i posłuchaj. Kiedy przed laty młodziutka, prawie jeszcze dziecko, oddałaś komuś swoje uczucie, zdawało ci się wówczas, że przeznaczeniem twojém jest być najszczęśliwszą istotą na ziemi. Kochać, być kochaną, spędzić życie wśród pól, łąk i lasów, w ukochanéj wiosce rodzinnéj, w tym malutkim światku, któryby ci jednak był za cały świat wystarczył. Przypomnij sobie, moje dziecko, czy nie takiém wydawało ci się wówczas twoje przeznaczenie.
Zosia westchnęła zamiast odpowiedzi.
— A późniéj, późniéj, gdy grom bił za gromem, cios uderzał za ciosem, klęska za klęską, gdy utraciłaś ojca, brata i jeszcze kogoś... gdy przed oczami krwawiły ci się łuny pożarne, gdy dom wasz przestał być waszym domem, a schorowana matka
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.
— 168 —