i jeżeli wyzdrowiejesz, zwrócić ci je, jeżeli zaś Bóg zrządzi inaczéj, to spalić. Nie upominałaś się o nie dotychczas, są u mnie... ale, droga Zosiu, popełniłam niedyskrecyę, którą mi musisz wybaczyć.
— Niedyskrecyę?
— Tak jest! Z treścią tych papierów zapoznałam mego brata.
— O! na co?
— Sama nie wiem na co... Zdawało mi się, że to przyniesie mu przynajmniéj jakiś cień nadziei. Pokazało się wszakże, że treść owych listów nie była mu obca.
— Co pani powiedziała?
— Brat mój znał doskonale twoją historyę. Przeprowadził ze znajomymi korespondencyę o nim... wiedział o każdym jego kroku... a wiesz jaki miał w tém cel? Oto, chciał poruszyć wszelkie sprężyny, aby go powrócić i tobie oddać, aby cię uszczęśliwić. On tak cię kocha, ten mój brat... Wiadomości jednak, jakie ztamtąd otrzymał, sparaliżowały najszlachetniejsze zamiary. Pokazało się, że przedmiot ukochania twego zmienił się zupełnie, że znalazł szczęście tam daleko, a o tobie zapomniał.
— To prawda! — rzekła Zosia z westchnieniem. O mnie zapomniał, o wszystkiem zapomniał... ha! niech mu Bóg przebaczy!
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.
— 171 —