obojętnych z niemi zamieniał. Te obiady lipowskie były bardzo monotonne i odbywały się prawie w milczeniu. Służący podawał i sprzątał potrawy, pani Anna czasem rzuciła jakieś słówko do dzieci, a pan Leon zwykle nic nie mówił.
Po skończonym obiedzie wstawał, całował żonę w rękę, pogłaskał jasne główki dzieci i ukłoniwszy się zdaleka pannie Franciszce, odchodził. Taka scena powtarzała się codzień, chyba że czasem gość się jaki trafił i monotonność tych uroczystych obiadów urozmaicił.
Właśnie p. Leon wstawał od stołu i ujął rękę swéj małżonki, aby złożyć na niéj pocałunek, gdy pani Anna swym słodkim, omdlewającym głosem rzekła:
— Mam z tobą do pomówienia.
— Ze mną?
— Ach, dziwi cię to? Zapewne! mówimy z sobą tak rzadko...
— Ależ przeciwnie, zawsze jestem na twoje rozkazy.
— W takim razie, proszę cię, chciéj przejść do salonu, rozmowa potrwa może dłużéj, niż byś pan sobie życzył.
— Ale owszem, owszem...
— Wiem, że wolałbyś spać swoim zwyczajem, lecz kwestya jest ważna, proszę cię...
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.
— 176 —