Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.
— 179 —

czyniłem znaczne nakłady, podniósłem wartość majątku, powznosiłem budowle, w tém przekonaniu, że będę tu siedział do śmierci... marzyłem o tém. Nie jestem już taki młodzik, żebym miał na nowo karyerę zaczynać, zmieniać przyzwyczajenie swoje, tryb życia...
— Doprawdy, każden wyraz pański tchnie szkaradnym egoizmem.
— Egoizmem? zkądże znów?
— A tak! marzenia pańskie nie wychodzą po za granice wygodnego gabinetu, dobrego obiadu i ciepłego szlafroka... w Lipowie masz pan to wszystko, a przytém umiarkowaną agitacyę, która pomaga panu do dobrego trawienia. Bez kwestyi, są to bardzo piękne i wzniosłe cele życia, a wystarczyłyby w zupełności, gdybyś pan był kawalerem, ale nie zapominaj pan, że masz córki, a co za tém idzie i obowiązki.
— Pamiętam o tém.
— O, jeżeli pamięć zasadza się na obdarzeniu dzieci zabawką lub cukierkami, to tak... ale...
— Nie rozumiem, moja żono, czego właściwie żądasz.
— Szczęścia córek a przedewszystkiem edukacyi dla nich, domu otwartego, w którym poznałyby życie towarzyskie i same kiedyś dały się poznać, a przecież na tém pustkowiu...
— Więc wyjedź, zamieszkaj z dziećmi w War-