Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.
— 180 —

szawie, w Wiedniu, gdzie zechcesz. Jesteśmy dość zamożni i możemy sobie na taki zbytek pozwolić.
— Nie mam zamiaru grać roli separatki i nie wyobrażam sobie domu bez męża. Pojmujesz zapewne, że nie chodzi mi o widok twojéj zaokrąglonéj twarzy i kilku podbródków.
— Zdaje się, że nasza rozmowa zaczyna przybierać ton cokolwiek, że się tak wyrażę...
— Zmienię go, skoro się panu nie podoba, a na poparcie moich słusznych żądań użyję jeszcze jednego argumentu. Sądzę, że będzie miał także pewne znaczenie.
— Ciekawym.
— Wiész pan, że prócz dzieci mamy także siostrę.
— Więc cóż ztąd?
— Jest to sierota i, bądź co bądź, pozostaje na naszéj opiece. Dla niéj musimy prowadzić dom otwarty, gdyż sam przyznasz, że czas wydać ją za mąż.
— O istotnie! był czas...
— Coś pan powiedział?
— No, powiedziałem, że według mego zdania, panna Franciszka mogłaby zrezygnować i wyperswadować sobie aspiracye do stanu małżeńskiego.
— A to z jakiego powodu?
— Hm!... co tu w bawełnę owijać... panna już nie młoda...