— Jesteś pan grubijanin! Frania niemłoda! a więc ja jestem stara, niedługo babą mnie nazwiesz?!
— Zmiłujże się, duszko, przecież czas w miejscu nie stoi, nie mogę cię nazywać szesnastoletnią panienką, skoro masz teraz lat...
— Powstrzymaj się pan z rachunkiem i odpowiedz mi na moje pytanie, a raczéj na moje żądanie stanowcze... kiedy wyjeżdżamy?
— Cóż tak pilnego? Przecież nie mogę zabrać was tak od razu, bez żadnego przygotowania i wywieźć, że już nie powiem o interesach majątkowych, na uregulowanie których potrzeba i rozmysłu i czasu.
— A jednak jabym chciała wyjechać jak najprędzéj.
— To téż wyjedziesz... wyjedziesz... dajmy na to, za pół roku; prędzéj na żaden sposób nie można.
— W takim razie zostań pan tu sam, do czasu, a ja z Franią i dziećmi pojadę do Warszawy jeszcze w tym tygodniu.
— Nie rozumiem przyczyny tego pośpiechu.
— Nie rozumiesz pan, bo nie chcesz rozumiéć, ale zastanów się, przecież skazane tu jesteśmy na zupełne odosobnienie się, nawet do kościoła nie możemy pojechać.
— Dla czego? przez Boga, racz-że powiedziéć dlaczego?
— Pan się pytasz! Żądasz więc, abyśmy obie
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/189
Ta strona została uwierzytelniona.
— 181 —