Dlaczego nie mam nikogo? Dlaczego nie mam rodziny? Dlaczego nikt nie przemówi do mnie, nikt się nie uśmiechnie, nie odezwie.
Co to musi być za niewypowiedziane szczęście mieszkać z młodą żoneczką, blondynką (do tych miałem bo szczególną predylekcyę, jadać obiady przyrządzone jéj rączką, opowiadać jej różne kłopoty biurowe, chodzić z nią na spacery pod rękę!
Wyobraźnia unosiła mnie coraz daléj, widziałem wokoło siebie cherubinków z jasnemi włosami, skaczących, uśmiechniętych, nazywających mnie „papą.“
Zerwałem się z ławki jak szalony i pobiegłem do miasta. Szedłem bez celu, potrącając przechodniów, narażając się na szturchańce. Jakiś tragarz uderzył mnie w bok, ale co tam bok! dusza bardziéj boli, gdy samotność dokucza. Niechby mi dziesięciu tragarzy dało po dziesięć szturchańców, bylebym miał ciepło rodzinnego ogniska, sam-bym im boki nadstawił!
Nie wiem kiedy znalazłem się na ulicy Wspólnéj; dwie służące z wielkim koszem bielizny zagrodziły mi drogę — musiałem się zatrzymać... Machinalnie rzuciłem okiem na bramę i spostrzegłem kartkę papieru, na któréj skreślono następujące słowa: „Jest do wynajęcia przy zacnéj familii ze wspólném wejściem pokój kawalerski, wiadomość u stróża Onufrego, który może być z samowarem, usługą, a na żądanie i z całodzienném życiem.“
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.
— 192 —