Jednocześnie usłyszałem szurgot przesuwanych stołków, czy téż innych gratów. Po kilku minutach oczekiwania, zamorusana służąca otworzyła mi drzwi. Przedpokój był ciemny; przez półotwarte drzwi na prawo widać było wnętrze kuchni, z ogromną balją na środku. Wprost wchodziło się do saloniku, a drzwi z lewéj strony były zamknięte.
Na progu saloniku powitała mnie dama okazałéj tuszy, w stroju, który był pół szlafrokiem, pół suknią.
— Co pan sobie życzy? — spytała.
— Pani szanowna ma do wynajęcia pokoik?
Dama zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów i rzekła:
— Proszę pana daléj, niech pan usiądzie. Zanim pomówimy o pokoiku, muszę wpierw pana o niejedno zapytać. Nie weźmie mi pan zapewne za złe téj ciekawości, bo... widzisz pan, przecież pokoju przy familii, ze wspólnem wejściem, nie można piérwszemu lepszemu wynająć. Warszawa jest miasto duże, a młodzież dzisiejsza, niech to pana nie obraża, niewiele warta...
Przyznałem słuszność szanownéj damie i opowiedziałem jéj najdokładniéj: jak się nazywam, gdzie pracuję, ile pobieram pensyi i jakie mam widoki na przyszłość. Opowiedziawszy całe curriculum vitae, objaśniłem, jakie pobudki skłaniają mnie do starania się o pokoik przy familii...
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.
— 194 —