— Wprawdzie mam własny samowar, ale wolałbym...
— Domyślałam się tego, dobrze więc. Usługiwać panu będzie Katarzyna, moja służąca. Bardzo dobra kobieta. Lubi się czasem upić, ale nie codzień. Wybaczam jéj to, ponieważ wybornie gotuje.
— Jabym téż, proszę pani, najął chętnie pokoik z całkowitém utrzymaniem...
— Jeżeli pan sobie życzy... obawiam się tylko czy panu dogodzę...
— Nie jestem wymagający. Byle nie truć się w restauracyi, będę zadowolony ze wszystkiego.
— Bo, widzisz pan, u nas po gospodarsku. Zupa jedna, sztuka mięsa jedna, pieczeń jedna! Wszystkiego po jednemu, ale zdrowo i smacznie; przekonasz się pan, że zbytków nie robimy, jak jest na obiad indyk, to już nie ma zająca. Czasem mamy kuropatwy, cietrzewie. Poczciwy Jaś, przysyła je nam. Wiesz pan przecie, Jaś maszynista. Niekiedy znajomy konduktor przywozi nam drób z prowincyi. Zwyczajnie, staramy się jak możemy. Czasem sama Pelcia robi leguminkę, pysznie robi! Zobaczysz pan! Wogóle po gospodarsku, a pan może przyzwyczajony...
— Nie szanowna pani, nie jestem przyzwyczajony do zbytków... Idzie mi tylko o to, czy będę mógł wywzajemnić się za te wszystkie wygody...
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.
— 198 —