— To najmniejsza rzecz. Da pan dwadzieścia pięć rubli miesięcznie, ma się rozumiéć z góry, gdyż właśnie chciałam sprawić Pelci okrycie — bo to, które ma (zobaczysz je pan) jest już niemodne. Obecnie noszą zupełnie inny fason, a Pelcia, chociaż nie elegantka, ale o takie rzeczy dba. Naturalnie, taka młodą panienka nie może mieć nic wspólnego ze starym fasonem!
Zgodziłem się na wszystko, zapłaciłem z góry, w przystępie rozrzewnienia ucałowałem nawet rączki godnéj damy — i wybiegłem uszczęśliwiony na ulicę...
Za dwadzieścia pięć rubli na miesiąc miéć pokój ze wspólném wejściem, usługę, herbatę rano i wieczorem, obiad, towarzystwo i opiekę w chorobie — to szczyt marzeń i szczyt taniości zarazem! Samo ciepło rodzinne i troskliwość kobieca więcéj są warte.
Nazajutrz zainstalowałem się w moim pokoiku. Poznałem Olimpcię, Pelcię, adwokata, czworo miłych dziatek i Katarzynę. W niedzielę przyszedł maszynista, i po obiedzie wszyscy poszliśmy na spacer do Łazienek.
Śliczny to był dzień, prawdziwa rozkosz dla mnie. Byłem w gronie rodzinném, wprawdzie w cudzem, ale zawsze w gronie. Maszynista prowadził panią Szwalberg, adwokat Olimpcię, dzieci szły przodem — a ja... zdobyłem się na odwagę i poda
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.
— 199 —