Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.
— 205 —

ktorami, a nie obejrzysz się, kiedy pójdziesz na mary... Wprawdzie nie zasługujesz pan na naszą sympatyę, wprawdzie prowadzenie się pańskie pozostawia wiele do życzenia — ale na widok nieszczęścia, w każdéj uczciwéj kobiecie budzi się serce; to serce, z którém każdy z was chciałby igrać jak kot z myszą — ale my jesteśmy o całe niebo wyższe, wobec cudzych cierpień, nasze osobiste urazy milkną...
Chciałem zapytać, czém mianowicie mogłem urazić panią Szwalbergową, ale nie pozwoliła mi przyjść do słowa.
— To późniéj, to późniéj — rzekła, będzie jeszcze dość czasu... przedewszystkiém trzeba się wyleczyć.
Słyszałem przez drzwi, jak moja opiekunka odbywała konsylium z Katarzyną. Niestety, konsylium było dość burzliwe, a w saméj dyagnozie ujawniły się zdania sprzeczne. Pani twierdziła, że się przejadłem, i że należy mi dać porządną porcyę emetyku, Katarzyna zaś była zdania, że się we mnie coś oberwało, i że trzeba mnie przedewszystkiem natrząsnąć. Oświadczyła zarazem gotowość wykonania téj operacyi, przy pomocy Onufrego, stróża, który się na takich rzeczach zna i niejednego już w podobnym wypadku skutecznie poratował.
Ponieważ w sporze z Katarzyną zdanie pani było rozstrzygające, przeto o natrząsaniu nie mogło