wanego z Katowic... Dzielny ten człowiek, silny jak Samson i ważący około trzystu funtów, żywił pogardę dla wszelakiéj wiedzy medycznéj i dowodził, że jedném i jedyném lekarstwem na wszelkie słabości i cierpienia ludzkie jest koniak, zwłaszcza pruski, notabene, jeżeli się go przyjmuje w imponających dozach.
Według twierdzenia zacnego mechanika, gdyby ludzie pili tylko koniak i używali dwa razy na tydzień łaźni parowéj, mogliby się zupełnie a zupełnie obchodzić bez lekarzy i żyliby po sto pięćdziesiąt lat przynajmniéj.
Wszyscy członkowie rodziny starali się o to, żebym miał spokój, przy rekonwalescencyi niezbędny — to téż co pięć minut rozlegały się po całym mieszkaniu straszne krzyki na niesforne dziateczki.
— Cicho! bębny nieznośne! — wołała na cały głos pani Szwalbergowa, czy nie wiecie, że pan Stanisław jest chory i potrzebuje spokoju?...
— Będziesz ty cicho! raku jeden! — wrzeszczała Katarzyna na Lolusia, który bardzo lubił przychodzić do kuchni i czynić tam różne psoty — a to pędrak utrapiony! Tam panisko chore, ledwie że się wygrzebało z ciężkiéj niemocy... a on wrzaski wyprawia...
Dzięki téj dbałości o spokojność i ciszę, nie słyszałem istotnie głosu dzieci, gdyż krzyki ich
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.
— 208 —