geniuszem i zaniosę cię na odludną wyspę. Tam, zdala od świata, zdaleka od ludzi, pić będziemy z czystego zdroju zachwytów i uniesień... Zgodne bicie dwojga naszych serc słyszéć będą rajskie ptaki, kołyszące się na gałęziach, świadkiem naszych rozkoszy będzie antylopa o ślicznych wilgotnych oczach...
Nie mogę powiedziéć, żebym Pelcię kochał — ale w téj sytuacyi, może byłbym się oświadczył, choćby tylko przez grzeczność... lecz z czegobym żonę utrzymał? Bądź co bądź, za najmniejsze dwie pieczary i kuchnię na odludnéj wyspie, trzeba oddać blizko połowę pensyi — kilka funtów antylopy na rosół, korzonki i zioła niezbędne do pożywienia, pochłoną resztę — a w cóż odzieję moją piękną pustelnicę? czém okryję alabastrowe jéj ramiona... za co umebluję wnętrze groty, w któréj dwoje serc naszych ma uderzać zgodnie, do czasu piérwszéj sprzeczki przynajmniéj...
Wobec takich poważnych zagadnień, na które nie mogłem znaléźć odpowiedzi, nie pozostawało mi nic innego, jak tylko westchnąć nad losem nieszczęśliwéj Pelci, i zapewnić ją o mojéj wdzięczności i niekłamanéj sympatyi.
Starałem się dowieść, że obecny stan jéj psychiczny jest prawdopodobnie wynikiem nadwątlonego zdrowia i chorobliwego rozstroju nerwów. Radziłem jéj, żeby spróbowała hydropatyi...
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.
— 211 —