Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.
— 220 —

się wyczerpały, a energia ujawnia się tylko przy szachach.
Stało się... Jest jak jest, bo inaczéj być nie może... lecz spieszę dokończyć ten fragment starokawalerskiego pamiętnika...
W trzy lata od owéj chwili, w któréj pani Szwalbergowa nazwała mnie tygrysem i mordercą Pelci, szedłem zamyślony przez Aleje Ujazdowskie.
Dążyłem do ogrodu botanicznego, albowiem miłe to ustronie ma dla mnie niewypowiedziany urok i w niém najchętniéj letnie wieczory przepędzam... Z rozkoszą oddycham wonią kwiatów, z rozkoszą wciągam w płuca miłe balsamiczne powietrze.
Właśnie mijałem Dolinę Szwajcarską, gdy nagle na ramieniu uczułem ciężar, jakby kto na niém cegłę położył... Obejrzałem się.
Był to kuzyn pani Szwalbergowéj maszynista...
Utył trochę, brodę zapuścił i, przynajmniéj w moich oczach, miał minę świętokrzyzkiego zbójcy.
Drgnąłem.
No, myślę sobie, będzie mi ciepło... ciekawym co ten bandyta ze mną zamierza uczynić?
— A jest nareszcie zguba! — zawołał tryumfująco — jest zguba!
— Panie...