— Może pan nie przypominasz sobie?
— Ależ owszem pamiętam, doskonale pamiętam. Czyż mógł-bym zapomniéć?
Bandyta wyszczerzył białe zęby i śmiał się...
— Figlarz z jegomości — rzekł — figlarz, panienkom głowy zawracać, to podobno pański fach, pańska specyalność!...
— Ja... to jest właściwie...
— Nie udawaj pan niewiniątka. Jużci nie zaprzeczysz, że umizgałeś się go Pelci.
— Nawet przez myśl mi to nigdy nie przeszło.
— Ktoby panu wierzył?...
— Mogę pana zapewnić.
— Gadanie! ale nie o to idzie... Co się mamy kłócić; ja jestem kolejarz, pan kolejarz, ostatecznie łączy nas koleżeństwo... Co się stało, to stało. Oto lepiéj weźmy dorożkę i pojedziemy na kolacyę...
— Ale...
— Nie ma mowy, siadać i jechać! Co kolega fanaberye stroisz i gardzisz mojém zaproszeniem.
Poczciwy Jaś, był już trochę pod dobrą datą, uważałem więc, że lepiéj go nie drażnić...
— Dobrze — rzekłem — pojadę, nawet z przyjemnością pojadę.
— Tak to rozumiem. Zawsze miałem do ciebie słabość, panie Stanisławie, a chociaż nie chciałeś się ubrać w Pelcię, to dla mnie ostatecznie jest ganz pomade...
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.
— 221 —