podobno grosz go okrutnie w ręce parzył... Nie będę opisywał, jak co było i jak się stało, bo dzieje to przestarzałe i nikogo obchodzić nie mogą — dość, że dworek mój po ojcu i ziemia przeszły w inne ręce, a przedemną stanął otworem świat szeroki...
Idź gdzie chcesz i szukaj czego chcesz...
Przecież nie zginąłem.
Opiekun mająteczek mi stracił, ale naukę jaką taką dał; skończyło się szkoły u Pijarów, nawet nie źle się skończyło, a że w owych czasach kto chciał, to pracę bez trudności znajdował, więc dostałem się na aplikacyę do sądu, a po latach dwóch miałem już posadkę skromną, ale na opędzenie życia wystarczającą... I tak oto czas szedł przy pracy i przy skromnych rozrywkach; awansowałem, pensyę mi zwiększano, a nawet ludzie zaczęli mnie namawiać, żebym się żenił...
Nie byłem ja ci od tego, ale że lubiłem wszystko z rozmysłem robić, więc nie spieszyłem się, chciałem przedewszystkiem dojść do fundusiku jakiego. Pisywało się wolnym czasem to u regentów, to w hypotece i nie mogę się skarżyć, żeby mi źle było. Owszem, miałem dobrą opinię u zwierzchników, zarobek i nadzieję przyszłości. Oto wszystko, co miałem do powiedzenia o sobie, teraz wypadnie mi mówić o innych...
Miałem około trzydziestu czterech, czy może trzydziestu pięciu lat życia, gdy zaszedł wypadek,
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/239
Ta strona została uwierzytelniona.
— 231 —