po wino... dwie beczki ztamtąd przywiozłem, sprawiedliwéj miary po trzydzieści sześć garncy, od Wulfa, co miał najgłówniejszy skład na całe Kozienice, co sam dwa razy do roku jeździł na Węgry... On już dawno nie żyje ten Wulff. Aj waj! Aj waj! czy ja spodziewałem się kto to wino wypije! No nie mam wielmożnemu panu dużo co powiadać i nie potrzebuję tego powiadać, dość że wesela nie było, tylko smutek był, a pański dziadek w świat poszedł i już go moje oczy nie widziały... Teraz pan nastaje, ale mnie się widzi na moje rozumienie, że wielmożny pan téż nie posiedzi długo między nami, będzie pan wolał być przy urzędzie, w mieście, gdzie wesoło jest, gdzie można sobie zabawić...
— Nie wiém jeszcze co zrobię — odrzekłem, a potem zapytałem nagle — Powiedzcie mi Jojno, czy to prawda, że tu w Pustelni coś straszy?!...
Żyd cofnął się ku drzwiom, splunął trzykrotnie i zawołał:
— Kto panu takie chłopskie bajki opowiadał? Na co pan się mnie o taką rzecz pyta?
— Chcę wiedziéć...
— Niech my o takim interesie nie wiemy, niech my nie słyszymy, niech nasze oczy tego nie zobaczą! kto straszy, niech nas omija. Pan Bóg jest nad nami!
— Słyszałem ja jednak coś...
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.
— 245 —