Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.
— 246 —

— To nie żydowski interes, wielmożny panie, ja niewiem, ja nic nie wiém. Co mnie do tego? Ja nawet niemam chęci rozmawiać o takiéj rzeczy. Nie moja głowa na to, chociaż, Bogu dzięki, uczony człowiek jestem... Póki miałem zdrowie, tom się ruszał po świecie, ale teraz na starość, kiedym już wszystkie dzieci w świat puścił i sam tu tylko z żoną i z jedną dziewczyną na Pustelni został, to co mam robić? Chwalę Pana Boga i czytam nabożne książki. Czytam nabożne książki a modlę się, a wié pan, o co ja się modlę? O to, żeby Pan Bóg dał wielmożnemu panu dobre pomyślenie, żebym ja tu w Pustelni mógł zostać... Gdzie ja się teraz podzieję na starość? gdzie ja moje chore kości poniosę? Ja właśnie z tą prośbą naumyślnie przyszedłem... Tam w izbie moja żona płacze... ona także stara, także słaba, a gdzie ona pójdzie? Może ja się wielmożnemu panu i przydam, może odsłużę; ja tu żadnej pensyi nie biorę, niech sama pani Wojtkiewiczowa poświadczy, tylko co izbę mam i trochę ziemi pod kartofle; to cała parada jest, a dla mnie starego to majątek...
Pomyślałem chwilę i rzekłem.
— No, nie bójcie się, krzywdy wam nie zrobię. Nie wiém jeszcze jak się urządzę, nie postanowiłem nic dotychczas, ale w każdym razie macie moje przyrzeczenie, że na dziady was nie puszczę. Tyczy się to wszystkich starych sług w Pustelni; a te-