Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.
— 260 —

zaczynały wąsiska. Chłop pokazywał mi pola do mnie należące i dogadywał wciąż:
— Tu panie grunt dobry, a tu krzynkę gorszy, tu woziliśmy gnój przed dwoma laty, tu zaś po pszeniczysku kartofle posadziłem.
— Więc to wy, mój Szymonie — spytałem — gospodarstwo tu prowadzicie?
— A dyć.
— Sami?
— Głowa moja jedna starczy, ale ręców dwie za mało; parobków nie ma... ani czeladzi... a choć Pustelnia sama w sobie Pustelnia...
— Jak to rozumiéć, sama w sobie?
— Ano, tak rozumiéć, jak się powiada: folwark jest sam w sobie, przeze wsi, chłopów nie ma, dla tego o ludzi bajki. Przyjdą z życzliwością, za niewielką zapłatę, a robią dobrze i przypędzać nie trzeba... Ja tu panie od maleńkości; chciałem było za panowym dziadkiem w świat iść, ale przykazował, żebym przy ojcu ostał, bo ojciec letni już był i na księżą oborę patrzał... Tedy panowy dziadek to słowo rzekł: „Szymonie, ty tu siedzić masz, a jak ojciec twój oczy zamknie, to już cała Pustelnia na twojéj głowie będzie“... Jako téż z woli Boga miłosiernego do téj pory i była... Orało się, zbierało, młóciło, jak Bóg przykazał... Cztery lata siedziałem tu sam i żyd siedział w drugim czworaku... ni-