Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.
— 270 —

mury. Jabym się bała tam mieszkać, wolę w Pustelni.
— Tu pani dobrze?
— Bardzo dobrze, nie umiem nawet opowiedziéć jak dobrze. Ciocia poczciwa kocha mnie, a choć się czasem rozgniewa, to jednak nie jest zawzięta, da się przebłagać.
To mówiąc ujęła pomarszczoną rękę ciotki Barbary i ucałowała ją serdecznie.
— Zapomniałam ci powiedziéć Leonardzie — rzekła pani Barbara — że Helenka jest tu ogrodnikiem.
— Nie mam się z czém pochwalić, ciociu...
— Jednak ogród utrzymany czyściutko, są w nim kwiaty, owoce, warzywa. Ja się w to nie wdaję, pomoc dam do roboty, a reszta na głowie Helenki. Może zechcesz zobaczyć ogród Leonardzie, pójdź z Helenką.
— Doprawdy, nie ma tam nic godnego widzenia — tłómaczyła się piękna ogrodniczka.
— Proszę pani — odezwałem się — odkąd mnie losy rzuciły do Pustelni, to wszystko co w niéj jest musi być dla mnie godném widzenia, jeżeli zatém zechce pani być moją przewodniczką...
— Służę panu — rzekła — ale uprzedzam, że się pan rozczaruje.
— To zobaczymy.
— Idźcie już idźcie — rzekła ciotka Barbara — głosem widocznie do rozkazywania przywykłym, bo