nie mnie ze służby, z powodu interesów familijnych, oraz listy do kolegów i przyjaciół z którymi bliżéj żyłem, donosząc im o mojém niezłomném postanowieniu pozostania aż do śmierci w Pustelni. Pilno mi było zerwać wszystkie więzy łączące mnie z dotychczasowém otoczeniem i rozpocząć zupełnie nowe życie.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Nazajutrz, koło południa, kazałem przywołać starego Jojnę. Przyszedł niebawem, stanął przy drzwiach i swoim zwyczajem, w milczeniu gładził siwą brodę, oczekując czego od niego zażądam.
— Pojedziecie Jojna — rzekłem — do miasteczka, w którém jest poczta.
— Wiem...
— I wyprawicie te papiery. Duży pakiet oddacie za kwitem, mniejsze listy bez.
Jojna wziął pakiet do ręki, przytknął do samych oczu prawie, przeczytał adres i uśmiechnął się.
— Ja wiem co tu jest w środku — rzekł — miarkuję...
— Naprzykład?
— Tu jest pisanie do wysokiego urzędu... a w tém pisaniu stoi, jako wielmożny pan, przyjechawszy do swoich majętnościów, zobaczył, że tu Bogu dziękować, aby zdrowie było, chleb jest, że pan sobie upodobał Pustelnię i bez to dziękuje za swój urząd i tu z nami zostanie.