Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.
— 21 —

suchemi oczami — a co się tyczy niedyskrecyi pańskiéj, to rzecz inna...
— Obawiam się, żeby nie była poczytana za złe.
— Nie, panie. Mienisz się przyjacielem mego ojca.
— Serdecznym.
— Nazwisko pańskie słyszałam tylokrotnie... więc tytuł przyjaciela ojca nadaje mu prawo do interesowania się losem wdowy i dzieci. Gdyby mnie kto zapytywał z ciekawości pustéj, odpowiedziałabym mu milczeniem, ale ja wierzę w to, że pytasz pan z przyjaźni. Przytém jestem prawie pewna, że łączy nas powinowactwo nieszczęścia, bo ono takie teraz powszechne.
— O tak! pani, łączy nas ono. I ja poniosłem ciężką stratę. Sam ocalałem, ale w pożarze domu, w pożarze, podczas którego na nieszczęście nie byłem obecny, straciłem żonę. Dwoje dziatek chłop z narażeniem własnego życia prawie cudem uratował z płomieni.
— Boże! Boże! cóż za straszne przejścia!
Zamilkli oboje i pogrążyli się w smutnych dumaniach. Wiatr szumiał żałośnie i szeleścił gałęźmi drzew przydrożnych. W cieniach nocnych przewrócony omnibus wyglądał niby cielsko jakiegoś potwora o dziwacznych kształtach. Żydzi otuliwszy się w futra, usiedli na kamieniach przydrożnych, oczekując sukursu, a cierpiąca pani obwiązała gło-