Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/302

Ta strona została uwierzytelniona.
— 294 —

odjeżdża, zostanie tu z nami na zawsze, więc wyprawę szyć można choćby przez lat dziesięć.
— Rozumiem. Niech i tak będzie. W téj kochanéj Pustelni wszystko na opak się dzieje. Bierzcie więc ślub, a wyprawę będę przygotowywała powoli... Ktoby się spodziewał? ale co ja się dziwię?... po co było wilka do owczarni wpuszczać? Powiedzże mi przynajmniéj, ty mała psotnico, czy go bardzo kochasz?
— Bardzo — szepnęła, spuszczając powieki.
— I zkąd się wzięło to kochanie? Zkąd?
— Nie wiem, ciociu...
— Niewiniątko! No, no, moja droga, ja ci tego za złe nie mam. Człowiek na to ma serce, żeby kochał... a skoroś pokochała, to kochaj zawsze jednakowo, szczerze, serdecznie, aż do śmierci. Kochaj go w dobréj i w złéj doli, w szczęściu i w nieszczęściu... w radości i w smutku... zawsze, zawsze, pamiętaj o tém Helenko.
— Pamiętaj Helenko — szepnąłem.
Podała mi obie rączki, które pochwyciłem i pocałunkami pokryłem.
Ciotka wyszła, ocierając łzy nieznacznie. Przy kolacyi zjawiła się butelka starego miodu; — zamieniliśmy z Helenką pierścionki. Takie były nasze zaręczyny.
Na drugi dzień pojechałem do naszego proboszcza. Prosiłem go, żeby zapowiedzi ogłosił, a zara-