ksiądz go pochwalił, a to uznanie napełniło dziada szczególną dumą i radością.
Chłop jeden zbliżył się do Helenki i rzekł:
— Panieneczko kochano, już grzech byłby to wielki, żeby panienka na swojem weselu nie tańczyła... Jeśli pani nie wzgardzi, to proszę...
Tańczyła Helenka i ja tańczyłem także — a potém powróciliśmy do pokoju, poprosiwszy wpierw Szymona, aby ludzi do tańca, do wesołości zachęcał. Do samego rana prawie hasali. Ciotce przykro było, że w téj uroczystéj chwili nie przybył nikt z krewnych, ani że nie było gości z naszéj sfery — ale ja nie brałem tego do serca. Co obchodził mnie cały świat? wówczas kiedy miałem swój własny, a taki piękny światek szczęścia i miłości!..
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Przeszły dwa lata, jak jedna godzina. Dwa lata niczém nie zamąconego spokoju i rozkoszy. Nie zaznaliśmy przez ten czas ani niepowodzenia, ani klęski w gospodarstwie, ani żadnéj choćby małéj przykrości. Mijał nas grad, oszczędzał ogień, dobrze uprawiona ziemia rodziła na podziw, plony były bajeczne, dobytek się pomnażał — aż lękałem się czy to powodzenie nie było zapowiedzią jakiéj wielkiéj, niepraktykowanéj klęski.
Helenka moja była gospodynią zawołaną, praco-