Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/307

Ta strona została uwierzytelniona.
— 299 —

wała od świtu do nocy, wyręczała ciotkę, a prócz tego nie opuściła i swoich dawnych zatrudnień. W ogrodzie i pasiece była panią wszechwładną. Zacna, dobra, nieoceniona kobieta! Pomimo, że nie kończyła pensyi żadnych i nie bywała nigdy w wielkich miastach — nie ograniczała się jednak na zatrudnieniach pospolitych tylko — owszem pamiętała i o swoim umyśle, czytywała książki, umiała odczuwać piękności w pieśniach naszych poetów zaklęte. Czytywała nam nieraz wieczorami te poezye, a słowa wieszczych, natchnionych pieśni, brzmiały w jéj drobnych usteczkach jak najpiękniejsza melodya. Dziękowałem, całowałem po rączkach i prosiłem: „jeszcze czytaj, jeszcze” — ona odpowiadała skinieniem głowy, łagodnym uśmiechem i czytała daléj karta za kartą, a my z ciotką słuchaliśmy, coraz to nowe piękności odkrywając w tém czytaniu.
Nie zawsze mogła dokończyć — bo czasem w najciekawszym miejscu przerywał to czytanie despota nasz, tyran, a zarazem przedmiot miłości i uwielbienia całego domu naszego — Jaś...
Prawda, wy nie wiecie kto jest Jaś, co to za jeden. To nasza duma, nasza rozkosz, nadzieja, świat, szczęście, wszystko — nasz syn! Rok już miał wtedy, był biały, rumiany, pulchniutki jak aniołek, co go na obrazach malują. Ja mówiłem, że do Helenki podobny; Helenka wmawiała, że oczy