Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/309

Ta strona została uwierzytelniona.
— 301 —

a na niéj literami wielkiemi napisano: „pozwólcie maluczkim przyjść do mnie”. I szły maluczkie — mówił Bartłomiéj — i chłopaczki i dziewczynki i większe i mniejsze i maluteczkie, a przodem właśnie takuteńki jako nasz Jaś...
Nasz Jaś!
Wszyscy go tak nazywali w Pustelni, nawet stary Jojna; i on mówił że „nasz Jaś” jest taki delikatny, jak mało dzieci na świecie... Nie wiém z jakiéj racyi w nim żyd tę delikatność dopatrzył, bo chłopak był tęgi na podziw i ciotka nie bez racyi małym niedźwiadkiem go zwała... Naturalnie przez żarty — bo chociaż gniewała się na nas, że zanadto dziecko pieścimy, jednak sama pieściła je więcéj jeszcze niż my — a kiedy Jaś piérwszy raz wymówił „ba-ba”, to się o mało nie rozpłakała z radości... Ten Jaś odbierał mi ciągle Helenkę. Bywało w pole pójdziemy, lub do pasieki, a ja chciałbym z ukochaną moją zatrzymać się tam dłużéj — nie można, bo może tam Jaś płacze, trzeba iść do niego. Zimową znów porą, w trakcie najbardziéj zajmującéj rozmowy, albo wśród czytania, Jaś przebudził się, krzyknął — i już rozmowa przerwana, czytanie skończone. Helenka zrywa się, biegnie do niego... tuli, całuje, kołysze, śpiewa mu, dopóki malec nie uśnie. Nieraz zazdrościłem temu bębnowi... On właściwie był panem Pustelni, my wszyscy jego sługami... Ależ téż i war-